Ostatnio coraz częściej spotykamy się z hasłem reklamowym „Raty zero procent, bez prowizji i pierwszej wpłaty w 15 minut”. Imponujące, nieprawdaż! Idziesz do sklepu bez grosza przy duszy i bez zbędnych formalności wychodzisz z wielką plazmą, na której będziesz mógł obejrzeć świąteczne „hity” Jedynki. Zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe?
Zobacz opinie o bankach w Twoim mieście!
W niektórych przypadkach, rzeczywiście “raty zero procent” oznaczają raty bez odsetek i prowizji. Jednak, bardzo często, sprzedawcy z góry wrzucą koszt takiego kredytu w cenę towaru. W końcu ktoś musi za to zapłacić. W rzeczywistości, może się okazać, że dany towar moglibyśmy nabyć taniej w Internecie posiłkując się kredytem z banku.
W innych przypadkach, kredyty „zero procent” mają swoje „gwiazdki”, czytaj dodatkowe koszty. A tu pomysłów, co nie miara. Najbardziej powszechnymi są ubezpieczenia na życie lub od utraty pracy, które pozornie są dobrowolne, lecz jeżeli twoje dochody są zbyt niskie to wyboru raczej nie masz. Innym przykładem jest oferowanie karty kredytowej, którą będziesz mógł dokonać płatności w ramach promocji „zero procent”, a za której wydanie musisz zapłacić. Niekiedy ograniczenia dotyczą okresu promocji, na jaki udzielany jest kredyt “zero procent”. W takim przypadku bądź ostrożny. Kredyt najczęściej zaczynamy spłacać z miesięcznym opóźnieniem. Oznacza to, że jeżeli promocja obowiązuje dla okresu, powiedzmy, sześciu miesięcy od czasu udzielenia kredytu, to wpłacając sześć rat zgodnie z harmonogramem, przekraczamy przewidziany w umowie sześciomiesięczny termin na spłatę. Tym samym tracimy możliwość skorzystania z promocji i musimy zapłacić odsetki.
Jak to najczęściej bywa, wszędzie czyhają na klienta kruczki i haczyki. Sklepy, banki i inne instytucje nieprzerwanie wystawiają nas na próbę. Apelujemy, kliencie, nie daj się zwieść, błyszczącym, świątecznym banerom i zawsze czytaj, co podpisujesz!
A ty jakie raty płacisz? Podziel się swoją opinią na temat instytucji finansowych.
AlertFinansowy.pl